Mam świadomość, że tytuł niniejszego artykułu jest swoistym wsadzaniem kija w mrowisko, ale moje ostanie doświadczenia dip’owskie budzą we mnie zdziwienie, choć może nie powinny w świetle doświadczeń koleżanki redaktor Aliny Czyżewskiej. Przy okazji polecam jej artykuł „Jak sędzia Szustakiewicz mnie zdemaskował”, który niczym luzofońskie peregrynacje Marcina Kydryńskiego w „Nowym Świecie” nastrajają do dalszych wynurzeń – ktoś by nawet powiedział – sfrustrowanego naukowca na miarę szalonego profesora Emmetta Browna z „Powrotu do przyszłości”.
W czym rzecz…
Od razu zastrzegam, że czarna materia, o której piszę nie dotyczy wszystkich sądów, które wielokrotnie, czego sam doświadczyłem, stają na wysokości zadania i pomagają jak tylko mogą w udostępnieniu orzeczeń sądowych.
Niestety jednak, jak w przypadku redaktor Aliny Czyżewskiej, pytania w trybie dostępu do informacji publicznej o zapadłe w danym sądzie orzeczenia, są traktowane przez niektóre sądy jako nadużycie prawa, a przesłanki interesu publicznego w przypadku tzw. informacji przetworzonej przytrzaskują palce wnioskodawcom, twierdząc, parafrazując ustawę o dostępie do informacji publicznej, że „to nie twój zakichany interes jak orzekamy”.
W końcu pytanie o określoną kategorię orzeczeń na potrzeby pracy naukowej, która może pomóc w zrozumieniu instytucji „odpowiedniej kwoty” na gruncie art. 448 k.c. i granic prawa sędziowskiego, jest fanaberią pytającego. W magiczny sposób wnioskodawca powinien mieć dostęp do takiego orzecznictwa bez zapytania sądów. Bez wątpienia istnieje portal orzeczeń sądów powszechnych, który jest nieocenionym źródłem wiedzy na temat linii orzeczniczej w poszczególnych sądach, niemniej nie zawiera on wszystkich orzeczeń. Skąd to wiem. Abstrahując od informacji na stronie tego portalu znam orzeczenia w kwestii wyżej przywołanej, które nie znajdują się w portalu, co oznacza, że kwerenda orzeczeń w interesujących nas sprawach nigdy nie będzie pełna w oparciu wyłącznie o orzeczenia umieszczone na portalu.
Czy problem odpowiednich sum z art. 448 k.c. jest wart zwady z sądami, w których pełnomocnik występuje?
Zależy jak kto rozumie interes publiczny i czy dostrzega w nim interes ludzi nauki do prowadzenia badań naukowych w dziedzinie nauk prawnych. Oczywiście anonimizacja orzeczeń lub kwerenda orzeczeń przez pracowników sądu wymaga pewnego wysiłku, ale „selekcja dokumentów i protokołów, czy analiza ich treści są zwykłymi czynnościami, bowiem w ich wyniku nie powstaje żadna nowa informacja (wyrok NSA z dnia 9 sierpnia 2011 r., sygn. akt I OSK 792/11)”.
Oznacza to, że pytania o orzecznictwo sądów powszechnych, nawet jeśli zawierają dodatkowe kryteria, nie mogą być postrzegane jako informacje przetworzone, które wymagają wykazania interesu prawnego pytającego w pozyskaniu informacji.
Czy takie pytanie stanowi nadużycie prawa?
Odpowiem pytaniem na pytanie: A w jaki inny sposób obywatel ma uzyskać dostęp do orzeczeń sądowych? Co gorsze uczciwe postawienie sprawy od początku i wyznanie grzechu pychy w postaci intencji pozyskania informacji publicznej na potrzeby naukowe przez niektórych jest postrzegane
w kategoriach satysfakcji sześciolatka w piaskownicy: „mam cię gagatku, leżysz!”. Lepiej sporządzić decyzję o odmowie udzielenia informacji niż w tym samym czasie udostępnić informację.
Po co to wszystko?
Uważam, że poziom publicznej dyskusji oraz wszechobecne naruszenie dobrego imienia wymaga dokonania ewaluacji zakresu ochrony dobrego imienia i skuteczności prawa w tym zakresie. Mam wrażenie, że wartość słowa „przepraszam” zdezawuowała się, a symboliczne zadośćuczynienia za naruszanie dobrego imienia sprzyjają agresji słownej. Co gorsza, praktyka orzecznicza w tym zakresie jest niespójna, a zakres odszkodowań zależy od okręgu apelacji, w której znajduje się sąd.
Apelacja apelacji nierówna
Uchylając rąbka tajemnicy, którą mam zamiar upublicznić po zakończeniu badań, wskażę, że moja kwerenda portalu orzeczniczego apelacji wrocławskiej ujawniła w latach 2017-2020 47 orzeczeń spełniających kryteria z art. 448 k.c., a poziom zasądzanych zadośćuczynień wahał się od 1 tysiąca zł do 50 tysięcy, ze średnią 6,5 tysiąca zł. Jeżeli zestawi się te wyniki z wynikami apelacji warszawskich, gdzie udało mi się zidentyfikować 20 orzeczeń, w których zakres zasądzonych zadośćuczynień waha się pomiędzy 1 tysiącem a 150 tysiącami, ze średnią 26 670 zł, to okazuje się, że istnieje bardzo duża dysproporcja średnich wartości zadośćuczynień z art. 448 k.c. – od 6.5 tysiąca zł do 26,7 tysiąca zł.
Oczywiście diabeł tkwi
w szczegółach: Czy naruszycielem jest gazeta? Czy naruszono dobra celebryty? Czy obraźliwe słowa padły na ograniczonym forum? Pytań w tej kwestii jest wiele. To wszystko wymaga rzetelnej analizy.
Niemniej jak taką rzetelną analizę przeprowadzić jak niektóre sądy łapią cię za słówko („cel naukowy”) i z satysfakcją odmawiają ci udzielenia odpowiedzi na stawiane pytania.
Parafrazując powiedzenie „Czemuś biedny? Boś głupi. Czemuś głupi? Boś biedny!!!” chciałoby się powiedzieć: „Czemuś głupi? Bo nie pytasz. Czemu nie pytasz? Boś głupi”.
P.S. 1 Na dzień 28 lipca 2020 z 11 sądów apelacyjnych i 45 sądów okręgowych na razie tylko 1 sąd okręgowy odmówił mi odpowiedzi na pytanie, a 5 wezwało mnie do wykazania lub sprecyzowania interesu publicznego.
P.S. 2 Publicznie uprzejmie dziękuję wszystkim sądom, które do tej pory pomogły mi w kwerendzie orzecznictwa lub które zamierzają mi pomóc w szczególności mając na uwadze dodatkową pracę związaną z pandemią. Jestem wdzięczny i bardzo doceniam Państwa pomoc.