Mogłoby się wydawać, że o autoryzacji w prawie prasowym powiedziano już wszystko lub prawie wszystko. Mogłoby się nawet wydawać, że dziennikarze mają pełną świadomość tego, że „Kto publikuje dosłownie cytowaną wypowiedź bez umożliwienia osobie udzielającej informacji dokonania autoryzacji na zasadach określonych w art. 14a prawa prasowej podlega karze grzywny, o ile wypowiedź nie jest identyczną z udzieloną przez osobę cytowaną.” Te wszystkie gdybania tracą jednak na znaczeniu w momencie ogłoszenia wyroku, który w uzasadnieniu wskazuje, że identyczne wypowiedzi nie podlegają autoryzacji.
Słowo w słowo
Komentatorzy podnoszą, że przez identyczność należy rozumieć wypowiedź „słowo w słowo” (taki sam, jednakowy) bez poprawek stylistycznych. W orzecznictwie podkreśla się jednak, że „niejednokrotnie czytelnik ogranicza swe zainteresowanie tylko do brzmienia tytułu, bez zapoznania się z całą treścią publikacji.”, co powinno skłaniać dziennikarzy do większej odpowiedzialności za słowo. Np. tytuł nie powinien być mylący, „nawet bowiem niewielkie na pozór przekłamania mogą ukształtować niewłaściwe przekonanie o cechach charakteru czy zachowaniu opisywanej osoby” (wyrok SA z dnia 12 sierpnia 2015 r. w Warszawie w sprawie VI ACa 1085/14)
Czy wyrwany fragment z całej wypowiedzi można uznać za identyczny?
W opinii dra hab. M. Zaremby „warunek identyczności odnosi się jedynie do cytowanej wypowiedzi, dziennikarz nie poniesie zatem odpowiedzialności, jeśli zacytuje w sposób wyrwany z kontekstu, o ile tylko będzie to cytat wierny.” Nie oznacza to jednak, że dziennikarz może wyrwać z wypowiedzi dowolny fragment i swobodnie go zacytować, w szczególności, jeżeli autor wypowiedzi „po kropce” neguje poprzednią wypowiedź, a co więcej cała wypowiedź jest np. chaotyczna.
Kazus kiepskiego dziennikarza
Jan Kowalski: To ja ponawiam swoje pytanie dotyczące tego, że jest pan kiepskim dziennikarzem – czy nie ma pani poczucia…
Dziennikarz: No teraz jak zaczyna pan do mnie mówić, to zaczynam mieć takie poczucie
Jan Kowalski: że jest pan kiepskim dziennikarzem?
Dziennikarz: Nie. Wie pan co, uczestniczyłam w wywiadzie, angażowałam się. No chciałam, jak najbardziej przeprowadzić dobry wywiad.
Przywołana powyżej krótka wypowiedź – w zmienionej co do bohaterów i zarzutów formie (tajemnica zawodowa) – legła u podstaw toczącego się przed Sądem Rejonowym i Okręgowym w Opolu sporu o dopuszczenie się przez dziennikarza wykroczenie z art. 49a praw prasowego. W przywołanej sprawie dziennikarz stał na stanowisku, że skoro dosłownie przytoczył stwierdzenie, że ktoś poczuły się jak „słup”, ale była to wypowiedź identyczna, to nie miał obowiązku pełnego cytatu wypowiedź, pomimo, że – jak ww. przykładu – autor wypowiedzi zaprzeczył „po kropce” temu twierdzeniu. W pierwszej instancji sąd stwierdził wykroczenie z art. 49a prawa prasowego, acz w drugiej instancji wyrok został uchylony, wskazując w uzasadnieniu, że „Wszak późniejsze użycie przez (…) słowa nie oznaczało zanegowania wprost wcześniejszego zdania; przy takiej interpretacji cała jej wypowiedź straciłaby sens”.
Trudno nie zgodzić się z Sądem Okręgowym co do jednego: „(…) wypowiedź straciłaby sens”, co nie oznacza, że sąd miał prawo posłużyć się rozumowaniem abdukcyjnym, a nie dedukcyjnym w sprawie. Tym czasem utrzymanie sensu wypowiedzi stało się celem samym w sobie, a słowo „nie”, stanowiące wyraz negacji, sąd uznał za bez znaczenia. Skoro tak to należy przyjąć, że przywołane poczucie dziennikarza, że jest kiepskim dziennikarzem nie zmienia późniejszy fakt negacji tego poczucia. W końcu dziennikarz powiedział, że jest kiepskim dziennikarzem.
Czy dziennikarz naprawdę nie chciałby, takiej wypowiedzi autoryzować przed publikacją?